sobota, 14 lipca 2012

INCEPTION (2010)

Reżyseria:Christopher Nolan
Scenariusz: Christopher Nolan
Kraj i rok: USA, 2010
Gatunek: dramat sci-fi
Główni aktorzy: Leonardo DiCaprio, Joseph Gordon-Levitt, Ellen Page

Są filmy, które widział prawie każdy, o których sukcesie było głośno w mediach, wśród krytyków i które zostały docenione przez akademie filmowe. Czasem do takich filmów zaliczyć możemy przereklamowane nudziarstwa np. Iron Lady, a czasem filmy, które warto będzie polecać przez następne kilka lat, jakim oczywiście jest Incepcja.

Kiedy już myślałam, że najlepsze sci-fi mamy za sobą (mam tu na myśli serię Alien cz.1-4), pojawiła się Incepcja, pomysł niezwykle świeży, pełen artyzmu i dawno zapomnianej finezji. Właściwie przypisując ten film do gatunku dramat sci-fi  dokonałam arbitralnego wyboru, gdyż znajdziemy tu również bardzo dobre elementy sensacyjne, (niektórzy twierdzą nawet, że to thriller :)), w połączeniu ze spajającym fabułę wątkiem melodramatycznym, a wszystko w przyjemnej dawce surrealizmu. Dobór obsady jest wręcz idealny. Pomijając wybitnego Leonardo DiCaprio (jeśli ktoś śmie w ową wybitność wątpić, niech wróci do filmów Aviator, czy Blood Diamond), mamy najświeższe gwiazdy Hollywood: Josepha Gordona-Levitta, (o którym już zresztą wspominałam) i wschodzącą Ellen Page.

Film opowiada historię niezwykłego wynalazku i człowieka, który jego użycie opanował niemal do perfekcji. Dom Cobb specjalizuje się w wykradaniu, niezwykle przydatnych dla świata wielkiej finansjery, sekretów. Zostaje zaangażowany w misję, która być może pozwoli mu uporać się z przeszłością (zapłatą za wykonane zadanie będzie upragniony powrót do dzieci i rodzinnego domu), ale przede wszystkim stawia przed nim największe zadanie w dotychczasowej karierze. Tym razem zamiast kraść, musi w bardzo delikatny i wyrafinowany sposób, coś podłożyć, podłożyć w niezwykle fascynujące, a zarazem niebezpieczne miejsce, jakim jest: ludzka podświadomość. Jak tam dotrzeć i jednocześnie nie pogubić się w zlepku elementów własnej i cudzej wyobraźni, wspomnień i teraźniejszych doznań, opowie Wam oczywiście Incepcja.

Na mnie film zrobił ogromne wrażenie. Wykorzystanie na nowo, starego problemu filozoficznego (Skąd wiemy co jest rzeczywistością?), który w najlepszej formie pojawił się dotychczas w Matrixie, stało się kolejny raz kinowym hitem. Pomysł jest mi szczególnie bliski z uwagi na przeżywane przeze mnie raz na kilka miesięcy fałszywe przebudzenia., pojawiające się przez całe dzieciństwo świadome śnienie, oraz niezwykle rzadki paraliż senny. Kto doświadczył powtarzających się wielokrotnie pod rząd fałszywych przebudzeń, świetnie odnajdzie się w klimacie filmu. Dodam tylko, że ja po tym, jak wybudzałam się kilkunastokrotnie do kolejnego snu, (w którym znajdowałam się kolejny raz w moim własnym pokoju, w którym rzeczywiście spałam i który nagle zmieniał się w koszmar); miałam przez minutę, czy kilka ogromny problem z tym, aby uwierzyć, że po prawdziwym przebudzeniu jestem już w rzeczywistości (a nie jej podróbce urojonej we śnie). Równie przerażające jest doświadczenie przebudzenia, kiedy nasze ciało jeszcze śpi i nie można nim poruszyć. Mam nadzieję, że nie będą mnie takie niespodzianki nawiedzać na starość. Świadome śnienie jest w porównaniu czymś niesamowicie przyjemnym. Przez całe dzieciństwo miałam sny, w których byłam świadoma, że śnię i które mogłam w związku z tym modyfikować (choć w sposób ograniczony, np. latanie było możliwe tylko do ok. 1m od ziemi), dopiero kilka lat temu pojawiły się sny, w których nie zdaję sobie sprawy, że są snami. Wraz z nowym doświadczeniem przyszły niestety fałszywe przebudzenia.

Serdecznie polecam Incepcję, pozwala poruszyć troszkę zmurszałą, zastałą i przywiązaną do praw fizyki, biologii i etyki, dorosłą wyobraźnię.

18 komentarzy:

  1. Film mnie trochę rozczarował, ponieważ idąc do kina miałem bardzo mocno rozbudzone (nomen omen ;) ) oczekiwania. Przeczytałem wcześniej recenzje w rodzaju "matrix obecnej dekady" i myślałem że film mnie powali, a nie powalił. Ten akurat solipsyzm jest jednak trochę niekoherentny. Ale oczywiście Incepcja była bardzo ładna wizualnie, nieźle zrobiona i świetnie zagrana.

    Z tego całego opisu największe wrażenie robią na mnie Twoje osobiste doświadczenia. Kiedyś już o tym wspominałaś. Ostatnio prawie w ogóle nie pamiętam własnych snów. Ale z dzieciństwa pamiętam przynajmniej jedno fałszywe przebudzenie. Z tym ograniczeniem zakresu latania przy świadomym śnieniu to też ciekawe - mam podobne doświadczenia. Mi się udało kiedyś wykonywać bardzo wysokie skoki. Z kolei często śni mi się coś w rodzaju lewitacji, która wymaga jednak bardzo mocnej koncentracji i faktycznie ciężko odlecieć jakoś wyżej.

    OdpowiedzUsuń
  2. Haha.. tak jak ja z ostatnim Burtonem:) Aktualnie boję się wybrać na Prometeusza, ale za kilka dni wpadnę do Szczecina, to może się spróbuję (muszę tylko sprawdzić czy już/jeszcze grają)...jednak z pogłosek wynika, że znów zbyt udane trailery pogrążyły film ;)

    Ta niemożność zaprzeczenia np.prawom fizyki jest ponoć znamienna dla śnienia. Ja też wykonuję bardzo wysokie skoki (zresztą raz na kilka tygodni dzięki nim spełniam senną misję ratowania świata), ale jak przyjdzie do latania to ciągnie mnie do gleby, jak jakąś dżdżownicę.

    Fałszywe przebudzenia,ba wielokrotne fałszywe przebudzenia to jest koszmar, czytałam kiedyś jak sobie z nimi radzić, ale to nie pomogło. Rada była taka: "jeśli masz problem z odróżnieniem czy znajdujesz się jeszcze we śnie, czy w rzeczywistości, spróbuj coś przeczytać (tekst będzie rozmazany), albo zapalić światło (nie da się) i po tym poznasz, że to sen". No więc ja budzę się kolejny raz w swoim pokoju i myślę sobie ok, muszę zapalić światło, by sprawdzić czy to sen, gdy mam już nacisnąć włącznik słyszę nagle mroczne: "Ha, ha, ha...nigdy stąd nie wyjdziesz".
    Potrafię też np. budzić się kilka razy pod rząd i za każdym razem próbuję się poruszyć, wstać, ale znów cofa mnie do momentu przebudzenia, mam otwarte oczy, widzę pokój, ale nie mogę się ruszyć. Po kilku latach już tak nie panikuję, ale te sny jakby ewoluują, tak, że pojawiają się w nowy sposób, który jest zaskoczeniem.
    Nie dziwię się, że ludzie lubią się tą tematyką zajmować, mnie tutaj przede wszystkim interesuje forma, bo do treści snów, nigdy nie przywiązuję wagi.
    (Jeśli bym przywiązywała, to śnił mi się już Jezus w krzewie gorejącym, ostatnio Matka Boska Demoniczna, no i śniło mi się też jak to jest umrzeć, umierać i być po drugiej stronie ;), gdybym żyła ok 30 r., może bym została Marią Magdaleną (czy jak się tam ona nazywała) :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jutro oglądamy Obcego 4 i potem można już oglądać Prometeusza. Kosmonautki w kompletnie nieerotycznej bieliźnie - zacny fetyszyzm S-F. ;)

      Usuń
  3. Twoje opowieści o twoich snach są powalające!!! Kurde, współczuję... Ja generalnie bardzo rzadko w ogóle pamiętam co mi się śniło. I też tak mam że latanie jest możliwe tylko do pewnej wysokości i przychodzi mi zawsze z trudem, jest to wysiłek fizyczny. Może jakimś gołębiem byłam w poprzednim wcieleniu. Najczęściej odfrunięcie jest ucieczką z sytuacji zagrożenia.
    Czasem zdarza się uświadomić sobie że to sen i wtedy mam kontrolę nad rzeczywistością która mnie otacza. Chcę zobaczyć kogoś-tam i on się pojawia. Niestety wtedy nie zawsze robi to, co bym chciała :-) Dokładnie jak projekcje w Incepcji.Na przykład w czasie mojego idealistyczno-romantycznego nastolectwa, zdawszy sobie sprawę ze snowości snu, zarządziłam że ma się pojawić piękny młodzieniec, w którym byłam aktualnie bez wzajemności zakochana. No to jest. No to niech mnie całuje. No to całuje. Hm, trochę niewygodnie, bo jest sporo wyższy, to niech mi się tu pojawi schodek, żebym miała na czym stanąć dla wyrównania poziomu. Niewidzialna siła unosi mnie w górę a schodek materializuje się pod stopami. Jest super przyjemnie, a tu nagle mój piękny wyciąga z kieszeni środek antykoncepcyjny, wkurzam się straszliwie, bo to zdecydowanie nie był jeszcze ani ten etap życia, ani tej znajomości. Ech, stary Żyd Freud, ty miałeś rację :-)

    Przykłady bardziej pojechanych snów z mojego bloga: o kurierach rowerowych, o tym że byłam apostołką

    Reflexje twoje o Incepcji popieram w stu procentach, mnie ten film też zachwycił, a nie sądziłam, że mnie coś jeszcze zachwyci. Joe Gordon-Levitt - rewelacyjna rola, zresztą on nie potrafi inaczej. No i w ogóle Arthur, świetna postać, lojalny i inteligentny. Na samym początku filmu nie wiadomo o co chodzi, dlaczego Leonardo tych Japończyków zabija, czy on jest dobry, czy zły i w jakiej sprawie działa? Było mi ciężko załapać z nim empatię. Udało się to dzięki Arthurowi, jego wspólnikowi, to ta postać przekonała mnie że oni muszą być w porządku, dzięki czemu mogłam solidaryzować się z bohaterami i poprawnie emocjonalnie przeżywać fabułę zanim zostało wyklarowane na czym to wszystko polega.
    Inni bohaterowie drugoplanowi też są świetnie skonstruowani, w zasadzie każdy z nich, ze szczególnym uwzględnieniem hiperbystrego, złośliwego Brytola, fałszerza Eamesa :-)

    Dodam jeszcze od siebie że muzyka jest obłędna. Słuchałam jej jeżdżąc na motocyklu i przestałam bo było to zbyt niebezpieczne. (opisuję to tutaj)

    Właśnie któregoś dnia puszczałam Kryonizemu tę muzę, a on jak zwykle uprzedzony do kultury popularnej, mówi drwiąco: "teraz ci dobrzy gonią tych złych". Wtedy zdałam sobie sprawę że to jest film w którym nie ma negatywnych postaci! Zarówno dokonujący skoku "podkładacze" jaki i ich mocodawca Saito są "dobrymi przestępcami" ale dobry jest również ten na którego "napadają" czyli Robert Fisher. Jedyną mało pozytywną osobą jest apodyktyczny, surowy i zimny emocjonalnie ojciec Roberta, przedsięborca Maurice Fisher; nie czyni on jednak intencjonalnego zła, po prostu jak wielu ojców tamtego pokolenia nie potrafił emocjonalnie kochać swojego dziecka, bo nie miał takiego wzorca.

    Dzięki Ula, zainspirowałaś mnie do wpisu na bloga :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja bardzo dziękuję za wpis i cieszę się, że Cię zainspirowałam do rozważań o Incepcji, i nie tylko:) W wolnym czasie można by poszperać i poszukać informacji o tym lataniu, czemu tak się dzieje.
      To ciekawe, że zwróciłaś uwagę na muzykę, dla mnie była jedynie tłem, które zupełnie nie zapadło mi w pamięć (może umiem się skupiać albo na efektach wizualnych, albo na muzyce). W ogóle, gdy czytałam Twój wpis o jeździe na motocyklu i słuchaniu muzyki, to zdziwiłam się, że Ty jadąc potrafisz słuchać tekstu piosenki po angielsku (zakładam, że tak jest). Ja oglądam miliony filmów po angielsku, zawsze bez napisów, ale jak zaczynają śpiewać, to odbiór tekstu zupełnie mi się w mózgu wyłącza, no chyba, że się bardzo skoncentruję. No ale podobnie jest dość często w języku polskim, a jakbym jeszcze miała jechać jednocześnie np. samochodem, to już w ogóle nie ma szans.

      Mi się w filmie podobał też ten wątek melodramatyczny i ten domek pośród wieżowców, zbudowany przez Doma i Maud.

      Usuń
  4. Linki w powyższym nie są podkreślone, ale działają, trzeba najechać myszką :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, a jak się wstawia linki w odpowiedziach? Trzeba wkleić html? Czy jest jakaś ukryta opcja, której nie widzę?:)

      Usuń
    2. Nie wiem czy jest ukryta opcja. Ja zawsze wstawiam html <a href="http://costam">costam<a>

      Usuń
    3. Błąd, ostatnie a musi być poprzedzone /

      Usuń
  5. Jeszcze jeden sen mi się przypomniał - lewitowałam w mieszkaniu, i patrzę, w pokoju obok jest Ewelina, niania Alanka. Przestraszyłam się na serio - kurde, ona i tak pewnie uważa, że jesteśmy pojebani, ale jak zobaczy co ja tu wyczyniam, to straci do nas kompletnie resztę jakiegokolwiek szacunku. Dopiero po obudzeniu zorientowałam się że to bardzo śmieszne było :-)

    OdpowiedzUsuń
  6. Hmmm... mnie powalił pomysł Incepcji, pierwsze pół godziny z szaloną architektką, ale potem wszystko się rozmywa, sesacjonuje, banalni, więcej jest skupienia na pościgach, przez co kolejne poziomy nie różnią się niemal niczym od przecznic NY, na których zwykle ten czy ów holywoodzki twardziel spieprza przed nieco woleniejszymi zawsze mniej-twardzielami. Wydaje mi się, że pomysł nie został wykorzystany. Jedynie liźnięty. Orgazmu w każdym razie nie było.

    Sny zaś to dosłownie (czasem) i w przenośni odlot. Latałem kiedyś często. Przeważnie było to jedno i to samo miejsce startu - plac zabaw wzniesiony na górniczej hałdzie prowincjonalnego miedzianego miasteczka na Dolnym Śląsku. Żeby się unieść musiałem wziąć rozbieg. Po wylądowaniu każdy kolejny start był trudniejszy. Wymagał dłuższego rozbiegu, większej prędkości. Kolejne loty były też nieco niższe. Ostatni zaś to już był raczej tylko dłuższe podskoki, wybicia.

    Sny świadome też mi się zdarzały. Szczególnie, gdy koszmarowo się zaczynało robić to nagle zdawałem sobie sprawę, że to tylko sen i jeśli chcę - mogę się obudzić. Tako i budziłem się.

    Obudzenie w inny sen tylko dwa razy mi się zdarzyło. Pierwszy raz szybko jednak zdałem sobie sprawę, że śnię, bo zaczynało się strrrrasznie. A drugi raz długo byłem skołowany. Nawet po obudzeniu w tę pierwszą rzeczywistość.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja kilka dni temu oglądałam Incepcję po raz kolejny i muszę się przyznać, że niektóre momenty pościgów przewijałam, więc rzeczywiście, można by to zrobić lepiej, alej sam pomysł jest dla mnie na tyle świeży i ładnie zrealizowany, że jest to jeden z lepszych filmów (w tym gatunku) ostatnich lat.
      Ciekawe, czy jest ktoś kto bez problemów lata w snach, albo jakaś metoda na to by móc latać?:)

      Usuń
  7. Mój przyjaciel bawił się kiedyś w sny świadome. Wymagało to ćwiczeń na jawie. Sprawdzania co kilkadziesiąt minut godziny i powtarzania zdania "jest godzina ta-a-ta. nie śpię". Potem w czasie snu ten mechanizm powinien także zadziałać, tyle że wówczas orientujemy się, że jednak śpimy. Wówczas należy przyglądać się przedmiotom, które tylko na pierwszy rzut oka przypominają nam te rzeczywiste. Ponoć dalsza praca polega na tym, by się nie wybudzić, co na początku będzie się często zdarzało. W miarę oswajania się z tą rzeczywistością można spokojnie wychodzić przez okna, kreować itd. Nigdym w to nie wdeptywał ino słuchałem opowieści. Ponoć lepsze to niż wspomagane odloty. Też trudno by mi było ocenić, bom się nigdy nie wspomagał (-;

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja tam myślę, że wszystko jest lepsze niż wspomagane odloty, ale porównać również nie miałam okazji. Ciekawe zaś wydaje mi się zjawisko polegające na poczuciu "wychodzenia z ciała". Jeden kolega do tej pory opowiada historię, jak to sobie wyszedł i zwiedził miejsce, w którym nigdy nie był, a później to sprawdził i było tak samo:) Oczywiście w takie astralne podróżowanie nie wierzę, ale samo poczucie wychodzenia z ciała i patrzenie na siebie z perspektywy innego obserwatora, jest czymś co się w fazie snu zdarza. To musi być bardzo ciekawe doświadczenie, nigdy tego nie przeżyłam. Ponoć są jakieś techniki, aby się tego nauczyć,(tak twierdził ten, na co dzień bardzo racjonalny, kolega) ale też ponoć sprawiły, że jak tylko zasypiał to "wyskakiwał z ciała" i musiał potem chodzić na jakąś terapię, by móc normalnie spać.
      Być może warto by poszukać tych technik i popróbować. Ja mogę być królikiem doświadczalnym :)

      Usuń
  8. Z filmów o śnieniu świadomym mniej lub bardziej to mi się jeszcze przypominają Vainilla Sky, oraz Eternal Sunshine of the Spotless Mind. Kaufman i Gondry to niezły duet. Chciałbym zobaczyć kiedyś The Science of Sleep.

    OdpowiedzUsuń
  9. Jeszcze coś mi się przypomniało - dawno temu miałem mocną fazę na Ursulę Le Guin i przeczytałem wtedy jej książkę Jesteśmy snem. Mało co już z tej lektury pamiętam, ale z pewnością pasuje do tematu. Jak teraz czytam na wiki można tam odnaleźć krytykę utylitaryzmu. Nie miałem pojęcia co to utylitaryzm kiedy czytałem tę kniżkę. ;)

    OdpowiedzUsuń