sobota, 14 kwietnia 2012

THE BRAVE ONE (2007)

Reżyseria: Neil Jordan
Scenariusz: Roderick Taylor, Cynthia Mort, Bruce A. Tylor
Kraj i rok: USA, 2007
Gatunek: dramat kryminalny
Główni aktorzy: Jodie Foster, Terrence Howard

The Brave One to jeden z tych filmów, które opowiedziane w skrócie przy herbatce najprawdopodobniej nikogo nie zainteresują. Główna bohaterka przeżywa tragedię, tuż przed ślubem ona i jej narzeczony zostają dotkliwie pobici, tylko jej udaje się przeżyć a następnie pozbierać z poczucia beznadziei oraz paraliżującego strachu. Dokonuje tego dzięki zakupowi broni, której następnie używa do zabijania nikczemnych postaci czyniących zło w mrocznym Nowym Jorku. Oczywiście po streszczenie fabuły i recenzję warto zajrzeć do filmweba, stopklatki, czy innego portalu. Ja natomiast chcę tylko powiedzieć, dlaczego mimo z pozoru banalnej fabuły, warto obejrzeć ten film. Co odróżnia go od setek podobnych scenariuszy? Odpowiedź dla wielu będzie oczywista: Jodie Foster! Jeśli do tej pory nie zachwyciła nikogo w Milczeniu owiec czy Kontakcie, to prawdopodobnie tutaj nie stanie się inaczej. Jeśli jednak wobec tak niesamowitego talentu aktorskiego i osobowości nie pozostaliście obojętni, warto zajrzeć do tego filmu.

Bohaterka - Erica Bain - to rola wymarzona dla Foster, która chyba przez Milczenie owiec "skazana" została do grania kobiet: inteligentnych, cierpiących i zdeterminowanych (dodałabym jeszcze, że pięknych, ale to już kwestia gustu). Poznajemy ją w stacji radiowej gdzie prowadzi audycję Streetwalker, dla której inspiracją są ulice Nowego Jorku. Już kilka pierwszych zdań, które  bohaterka wypowiada w eter, ukazuje nam jej niesamowitą wrażliwość ugruntowaną na wiedzy, inteligencji i życiowej mądrości. Od tego momentu jesteśmy już po jej stronie, cieszymy się z przygotowań do ślubu z pięknym mężczyzną, aż tu nagle napad  w parku, dotkliwe pobicie i przebudzenie do rzeczywistości, w której brakuje najbliższej jej osoby. Film nie skupia się jednak (jak to często bywa) na poczuciu beznadziei jaka pojawia się po utracie ukochanego, lecz na poczuciu strachu związanym z tym co ich spotkało. Nad lękiem, który pojawia się wraz z zwykłą chęcią wyjścia z domu, chęcią bycia bezpiecznym podczas jazdy metrem, czy wieczornych zakupów.

Przeistoczenie bohaterki w "rękę sprawiedliwości" może się wydać dość banalne, z Jodie Foster jednak nawet banalne wątki stają się niezwykle interesujące, siła osobowości Erici, determinacja powiązana z wewnętrznym zmaganiem się ze sobą, z tym co ją spotkało,  zostały bardzo dobrze odzwierciedlone w emocjach rysujących się na twarzy aktorki (zresztą chyba najlepiej dobranej do wątków kryminalnych kobiecej twarzy). Wrażliwa, twarda, piękna, dojrzała kobieta, o niezwykłej sile charakteru jest właśnie powodem, dla którego mogę ze spokojnym sumieniem polecić ten film (choć nie jest on jednym z najlepszych filmów jakie widziałam i poziom ma raczej dobry niż celujący).

Oczywiście na koniec 3 słówka na temat wątków etycznych w filmie. Otóż mamy tutaj problem: adekwatnej kary: Czy wymierzane przez bohaterkę kary są sprawiedliwe?; prymatu konsekwencjalizmu nad deontologią: Czy ważna jest wierność zasadzie (nie zabijaj, przestrzegaj prawa), czy może konsekwencje i intencje naszych czynów?; roli emocji w podejmowanych wyborach: W jakim stopniu mogą usprawiedliwiać nasze decyzje, kiedy możemy mówić o czynie dokonanym z premedytacją?
Właściwie film skonstruowany jest tak, że nieustannie wywołuje w nas mieszane uczucia: czy być po stronie bohaterki, czy może potępić ją za to co robi? Rozgrzeszyć ją ze wszystkiego, czy adekwatnie ukarać?
Scenarzyści wybrali odpowiedź na te pytania, warto jednak obejrzeć film i spróbować odpowiedzieć na nie samodzielnie.

2 komentarze:

  1. Pamiętam jak z bratem oglądaliśmy w dzieciństwie z wielką błogością wspaniałego Harry'ego Callahana, granego przez Clinta Eastwooda - archetypicznego glinę z wielkim gnatem. Jest coś bardzo pociągającego w tej idei "nadczłowieka" wymierzającego sprawiedliwość ponad prawem - ale zdaję sobie sprawę że przynajmniej w kinie to w pierwszym rzędzie jakaś bezpośrednia lub zapośredniczona vendetta. Czystej konsekwencjalnej kalkulacji bez emocji pewnie widzowie by nie znieśli, a może to właśnie świetny pomysł na scenariusz? Tylko w jakiej poetyce pokazać takie egzekucje - skrajnego naturalizmu, dokumentu?

    OdpowiedzUsuń
  2. Raczej s-f :)Zresztą było coś takiego w Equlibrium, ale oczywiście tylko po to, by pokazać jak ważne są emocje w naszym życiu. Zresztą niezbyt tam zadbali o ich wyeliminowanie. Myślę, że kalkulacje bez emocji byłyby w istocie raczej nie do zniesienia przez widzów, bo raczej oglądalibyśmy roboty, nie ludzi, dlatego jedynie konwencja s-f wydaje mi się adekwatna.

    OdpowiedzUsuń